Pies, który ocalił Verdun

Czy bez Szatana historia inaczej by się potoczyła? Może tak, może nie. Jednakże trzeba pamiętać, że podczas walk pozycyjnych zwłaszcza na froncie francusko-niemieckim podczas I wojny światowej, po morderczym ogniu artyleryjskim, gdy wszystkie techniczne środki łączności zostały zniszczone, ostatnią szansę przekazania wiadomości pomiędzy odciętymi oddziałami a dowództwem dawał pies.

Psy pełniły podczas I wojny światowej rolę łączników, sanitariuszy i strżników. Psy pełniły podczas I wojny światowej rolę łączników, sanitariuszy i strżników. Źródło: © Associated Illustration Agencies, Ltd/National Geographic Society/Corbis

W czerwcu 1916 roku wojska niemieckie parły nieubłaganie do przodu. Verdun, klucz francuskiego wschodniego frontu zdawał się być zgubionym. Atak zatrzymał się wprawdzie chwilowo, z powodu wyczerpania atakujących, jednak w każdej chwili należało spodziewać się przybycia rezerw i rozstrzygającego natarcia. Na dodatek artyleria niemiecka miała duże zapasy amunicji, które skwapliwie wykorzystywała. Jedna z baterii z niesamowitą precyzją posyłała pociski dokładnie w okopy francuskie, wbijając dosłownie żołnierza za żołnierzem. Równocześnie zaporowy niemiecki ogień odciął dokładnie jakikolwiek dowóz amunicji i żywności. Sytuacja była beznadziejna. Żołnierze doskonale znali  pozycję przeciwnika, ale nie mieli jak zawiadomić sztabu. A jednak pomoc nadeszła.

W dowództwie dywizji był wówczas pies o imieniu Szatan należący do jednego z kapitanów znajdujących się na pierwszej linii frontu. W pewnej chwil załoga francuska wciąż wyglądająca jakiegoś łącznika z dywizji, zobaczyła zbliżający się żółty punkcik. Powiększał się coraz bardziej. Był to Szatan, który pełzając od leja do leja, spieszył z pomocą. W odległości około 300 metrów od okopu pies został ciężko ranny i oszalały z bólu zaczął kręcić się w miejscu. Wtedy kapitan wyskoczył z okopu  i zwołał: Szatan! Szatan!  Były to jego ostatnie słowa, gdyż w tej chwili trafiła go wroga kula. Pies, usłyszawszy głos pana, ostatkiem sił, tylko na przednich łapach doczołgał się do pozycji i upadł bez życia. Przyniósł on gołębie oraz rozkaz bezwzględnego utrzymania pozycji, gdyż posiłki są już niedaleko. Teraz gołąb zaniósł do sztabu dywizji pozycję wrogiej baterii, którą wnet zmuszono do milczenia ostrzałem, a francuska linia mogła utrzymać się aż do przybycia rezerw. Atak niemiecki na Verdun został wstrzymany.

Podobna historia zdarzyła się na jesieni 1918 roku  podczas bitwy w okolicach lasu Piemont. Najbardziej wysunięte placówki francuskie zostały wówczas odcięte od tyłów przez zaporę ogniową. Żołnierzom w okopach pozostało zaledwie kilka biszkoptów i ostatnia taśma naboi do karabinu maszynowego. Pięciu ochotników starało się przedostać przez linię ognia, aby nawiązać łączność. Ludzie ci oddalili się zaledwie o kilkaset metrów, gdy wrogie kule ścięły ich z nóg.

Oddział zrozumiał, że jest stracony, że pozostaje tylko śmierć. Aż niespodziewanie szara masa podczołgała się ostrożnie do okopu. Był to owczarek, dobrze znany w pułku. Nazywano go Golony, ponieważ pocisk armatni urwał mu kiedyś ogon i zwierzak miał zabawny wygląd. Pies przydźwigał aż 15 taśm naboi do karabinu maszynowego. Wkrótce przyczołgał się do okopów drugi pies obładowany żywnością. W szeregi wstąpiła nowa otucha i zapał wojenny.

Oboz szkoleniowy dla psów we Francji Północnej, 1915 rok. Każda kamienna Źródło: ©TopFoto/Forum

Od tej chwili psy dostarczały już regularnie amunicji i żywności. Przekradały się z niesłychaną wprawą, dowodząc  niezwykłej inteligencji. Potrafiły one czołgać się pomiędzy lejami, pozostałymi po wybuchach pocisków. Często ukryte w wyrwach, przeczekiwały największe natężenie ognia.

Po kilku dniach sytuacja odciętych żołnierzy zaczęła się znacznie poprawiać. Francuzi otrzymali posiłki artyleryjskie i z kolei sami otworzyli huraganowy ogień. Golony przypuszczalnie odbywał swą ostatnią niebezpieczną podróż. Żołnierze jak zwykle obserwowali jego lisie kroki. Nagle pies zmienił się w wielki słup ognia. Niósł on na grzbiecie ładunek grantów ręcznych, w które przypuszczalnie trafiła kula. Wielu starych żołnierzy nie mogło powstrzymać się od łez. Wiedzieli oni dobrze, że zginął pies, któremu zawdzięczają ocalenie.

Gdy w 1914 roku rozpoczęła się wojna, niemiecka armia posiadała 6 000  czworonożnych żołnierzy, zaś  Francuzi mieli ich zaledwie... sześciu! Dopiero w końcu 1915 roku zwrócono baczną uwagę na ten problem. Ludność cywilna na apel wojska zaczęła przywozić swoje psy do ośrodków rekrutacji, znajdujących się w Marsylii, Avignon, Montpellier. Selekcja rekrutów była ostra. Wybierano psy w wieku od roku do siedmiu lat, o wzroście pomiędzy 45 a 60 cm, najchętniej spośród  różnych typów owczarków o spokojnym temperamencie. Preferowano przy tym czworonogi, które z natury były milczkami.

Psy wyjeżdżały do ośrodków szkoleniowych znajdujących się w Wogezach, niedaleko Toul, w Oise i na Yser. Czekały tam na nie wygodne kojce. Każdego dnia otrzymywały rację żywnościową składającą się z 650 gramów mięsa, 350 g chleba, 100 g ryżu lub makaronu, 300 g warzyw i 15 g soli.

Wstępny trening trwał koło miesiąca. Psy uczyły się podstawowego posłuszeństwa, zwłaszcza leżenia na komendę i spokojnego czekania w samotności. Były przyzwyczajane do pracy podczas detonacji.

Psy meldunkowe trenowane były metodą flag opracowaną w 1895 roku. Flagą był kwadrat złożony z dwóch trójkątów; niebieskiego (blue horizon) i zielonego. Kolory zostały dobrane tak, że flaga rzucona na ziemię stawała się niewidoczna z odległości 50 metrów.

Na początku pies przyzwyczajany był do flag. Karmienie odbywało się w ten sposób, że pierwszy instruktor dawał kawałek jedzenia przez otwór pomiędzy dwoma trójkątami. Gdy pies zjadł, po następny kawałek musiał iść do oddalonej o 15 metrów drugiej flagi. I tak na przemian. Gdy to opanował,  instruktorzy zajmowali takie miejsca, aby nawzajem się nie widzieć, na przykład jeden ustawiał się za drzewem, za murem, kładł się w wykrocie. Chodziło o przyzwyczajenie psa do szukania flagi a nie człowieka. Instruktorzy mogli się zmieniać. Flagi zostawały te same i z nich wylatywały smakołyki. Potem wycofywano powoli jedzenie, zaś odległości robiły się coraz dłuższe dochodząc nawet do pięciu kilometrów, a trasy przebiegały  w coraz bardziej zróżnicowanym terenie.

W kolejnym etapie pies ćwiczył następujące zadanie: w punkcie A jeden z instruktorów, trzymając psa na smyczy, dawał mu rozkaz warowania i rozkładał przez nim flagę. Wówczas drugi przewodnik zabierał  ucznia i prowadził go do punktu B, gdzie znajdował się na przykład punkt dowodzenia, albo gniazdo karabinów maszynowych. Gdy już tam dotarli, wkładał do kieszonki lub tulejki umieszczonej przy obroży meldunek, kazał warować, rozkładał flagę, następnie dawał komendę „wstań”, odpinał smycz. Gdy pies usłyszał „aport” co sił  gnał do punktu A do pierwszego przewodnika, by oddać mu wiadomość. Uczono psa również spokojnego leżenia przy fladze, co dawało opiekunom pewność, że podopieczny będzie na miejscu, na którym go zostawił jeden z nich.

Główną zaletą tej metody było to, że pies przyzwyczajony do flag mógł być prowadzony przez kogokolwiek. Potem, w prawdziwych warunkach bojowych okazywało się, że psy doskonale potrafią rozróżnić dźwięki własnych karabinów od artylerii wroga, doskonale też wykorzystują naturalne osłony.

Była to służba pełniona w morderczych warunkach w scenerii niemal apokaliptycznej. Łomot pękających bomb, wizg pocisków, rozrywające się  w powietrzu szrapnele atakowały delikatny psi słuch.  Przelatujące ogniowe błyskawice raziły jego oczy. Zapach eksplodującego prochu  i rozrywanej ziemi  oraz ciał wdzierały mu się w nos. Fontanny ziemi wyrzucane z prawej i lewej strony zasypywały go. Pomimo to skupiony na wykonaniu powierzonego zadania biegł do swego pana a gdy osiągnął cel, pomachał ogonkiem i był gotów do dalszej służby.

Jeśli zginął, jego zasługi wymieniano w rozkazie dziennym. Czasem stawiano pomniki.

ŹRÓDŁA: Pies, który ocalił Verdun, w: Mój Pies, Nr 7/1933, s. 14; Jak walczyły i ginęły wojenne psy? Wspomnienia o czworonożnych bohaterach, w: Mój pies, nr 12/1938, s. 17; Hunde im Weltkrieg, Les Bons Chiesns de Nos Poilus, http://www.greatwardifferent.com; Le chien au service de l'Armée, http://www.notrehistoire.ch; Tiere im Krieg – „They had no choice” – Si hatten keine Wahl!!!, http://www.nichts-ist-wie-es-war.de; http://www.e-monumen.net;